sobota, 30 marca 2013

Wesołych Świąt Wielkanocnych gdziekolwiek jesteście :)


Czekaliśmy na te Święta licząc, iż przyniosą nam słońce, wiosnę i zieleń dookoła. Jedni się doczekali, inni mają "białe święta". 
Ale gdziekolwiek jesteśmy i jakkolwiek będziemy je spędzać, oby wszytkim przyniosły uśmiech,  radość i chwilę przerwy w codziennym pędzie. 
Smacznego jajka i mokrego Dyngusa!

Nocna procesja Drogi Krzyżowej "Sanch" - Port w Collioure

Port w Collioure, najpiękniejszej
miejscowości nadmorskiej w Roussillon

      Procesje Drogi Krzyżowej zwane "Sanch" odbywające się w Roussillon są unikalne na skalę całej Francji. To  jedyne  przejawy katolickiego ferworu pochodzenia iberyjskiego, które pozwoliły zachować średniowieczną tradycję procesji Sanch (sanch = krew po katalońsku) gdy zamaskowani pokutnicy odprowadzali skazańca na szubienicę.
Istnienie Bractw Pokutniczych sięga roku 1416, kiedy to Roussillon było istotną częścią Królestwa Majorki (w Perpignan jest nawet Pałac Króla Majorki, ale o tym napiszę przy innej okazji). Bliskie natomiast ciągle jeszcze sąsiedztwo Maurów z pewnością dodawało siły ferworowi katolickiemu.

   Największa obecnie w Roussillon jest procesja w Perpignan, odbywająca się w Wielki Piątek popołudniu. Wczorajsza , długa na 1000 m, trwała ponad 3 h.

    My postanowiliśmy jednak pojechać w tym roku do nadmorskiej miejscowości Collioure (pisałam już o Collioure w Sylwestra w poście z 1 stycznia 2013), gdzie procesja odbywa się wieczorem i przy pochodniach. Jest ona naturalnie dużo skromniejsza niż ta w Perpignan, ale ma zupełnie wyjątkowy charakter. Poza tym średniowieczne miasteczko i port są wspaniałą oprawą dla wszelkiego rodzaju spektakli ulicznych, a takim spektaklem stała się częściowo również Procesja Sanch. Oglądają ją bowiem nie tylko wierni, ale również agnostycy i zagraniczni turyści (najwięcej słychać Anglików).

   Zgodnie z tradycją, wiele sklepików i domów prywatnych znajdujących się na trasie procesji, udekorowano obrazami, figurkami , kwiatami i zniczami. 


Dekoracje przed jedną z restauracji




Jedna ze Stacji Męki Pańskiej zaimprowizowana
przed domem z 1657 roku



Ten ołtarzyk na balkonie bramy, pod którą
 przechodzi procesja przypomniał mi od razu Wilno...



Tu zaś dominuje kolor bialy


Tłumy oczekujące na przejście procesji

     Ubiór zamaskowanych pokutników nosi nazwę CAPARUXTE, od nazwy nakrycia głowy. 
Stożkowy kaptur ma tylko otwory na oczy. Czarna tunika i gruby sznur w talii dopełniają całości. 
Pokutnicy mają czarne buty lub idą boso. Wśród nich można tez zauważyć sylwetki kobiece. 
Kobiety biorą tez udział w procesji bez stroju pokutniczego. Są wtedy ubrane na czarno, a na głowie mają czarną koronkową chustę zwaną MANTILLE. 
W Roussillon nikt się na szczęście nie biczuje, co widać czasami w relacjach z  innych krajów.

    Procesje otwiera REGIDOR ubrany na czerwono i symbolizujący skazanego odprowadzanego na szubienice.
Za nim pokutnicy niosą Krzyż, a następnie tzw. MISTERIS, czyli platformy z figurami lub całymi scenami pasyjnymi. Śpiewy, modlitwy, bicie bębnów okrytych czarna krepą tworzą niezapomnianą atmosferę.


Jedna z niesionych platform z figurami, tzw. "misteris"

Na początku procesji idzie Regidor
(to ten w czerwonym)

Misteris

Misteris niesione przez pokutników ubranych
na czerwono. Owalny znak na piersi,
to symbol Bractwa, do którego należą.

Gdy procesja zatrzymuje się przy kolejnej stacji,
pokutnicy wspierają  niesiona
platformę na specjalnych podpórkach

Jedna z niesionych platform

Bosy pokutnik

Figurka Matki Boskiej niesionej
 przez pokutnice 

Jedna z pokutnic z pochodnią
(gromnica z papierowym  abażurem,
a na nim teksty modlitewne)

I jeszcze jedna z misteris niesionych przez pokutników



Ostatnia stacja została zaimprowizowana w samym porcie, niedaleko kościoła skąd wyszła i dokąd wróciła cała procesja (Kościół Notre Dame des Anges),

Policja pilnowała porządku przez cały czas





Nie zabrakło w procesji naturalnie duchowieństwa :)







Na poniższym zdjęciu widać port przed przejściem procesji. 
Kościół to ten budynek nad morzem, na lewo od wiezy.





Do kościoła wchodzi się po schodach w dół... a w środku widać piękny barokowy ołtarz.  Tu akurat ujęcie po wyjściu procesji na ulice i przed jej powrotem do kościoła.  Na prawym zdjęciu ogromne wrota do kościoła, no bo trudno coś tak imponującego nazwać po prostu drzwiami.
























Na zakończenie kilka migawek z tak ukochanego przez malarzy Collioure (np przez Matisse'a)

Platany na placyku na starym mieście

Tu stoję tyłem do morza, a przodem do tego czegoś (?) ,
na czym okręcano liny przy wyciąganiu
łodzi rybackich na plażę

Widok na przeciwną stronę portu. U góry z prawej widać na wzgórzu
Fort Saint Elme. To stamtąd obserwowaliśmy sylwestrowe sztuczne ognie.

Jedna z uliczek starego miasta

Promenada w porcie

Zaułek jednej z uliczek, obok jest restauracja,
więc można tu jeść jak na tarasie.


Na koniec jeszcze mała mapa Collioure. 
Port, stare miasto i Kościół są na prawo od zatoczki. 
To moim zdaniem miejsce warte odwiedzin.... zapraszamy :))



czwartek, 28 marca 2013

Witaj wiosno!


              Nie mogłam się już doczekać świąt i powrotu do mej poludniowej Arkadii. Pani Wiosna już tu zagląda coraz częściej. No cóż, nie przyszła wiosna do mnie, więc ja się do niej pofatygowałam.





         Dziś w najcieplejszym momencie dnia bylo 23°C i mogłam sobie spacerować w bluzeczce bez rękawów. Przez resztę dnia było "tylko" 18°C, a niebo lekko zachmurzone, momentami nawet trochę padało.
          Naturalnie Pani Wiosna jest jeszcze rozespana po długiej zimie i nieco kapryśna, ale już sam fakt, że od czasu wczorajszego przylotu mogłam schować zimowe okrycie do szafy, zmienia dosłownie wszystko.
     Dodam tylko, że wczoraj wieczorem przed wyjsciem na lotnisko mój termometr w Brukseli wskazywał temperaturę około zera...


A oto co zrobiła Pani Wiosna na naszym podwórku...


Doniczki z zeszłorocznymi kwiatami
zaczynają rozkwitać na nowo

A już myślałam, że po wyjątkowo srogiej
i długiej zimie, większość nie odżyje

Te niepozorne kwiatki zapowiadają moje "zbiory" cytryn


Niektóre z nich zawiązały już owoce.
Ta zielona kuleczka pośrodku zdjęcia to przyszła cytryna.
Ale przyjdzie pewnie na nią długo czekać.
Sadzać po poprzednich zbiorach, pewnie do następnej zimy.



Za to bluszcz rośnie jak na drożdżach


          Dziś przed południem wybraliśmy się na małe zakupy na rynek do pobliskiego miasteczka Le Boulou. Jedna z dróg, która tam prowadzi, pozwala podziwiać urocze pejzaże z górami w tle.


Za tymi górami jest już Hiszpania.
To Albères, o których wspominałam już 8 marca
i gdzie w listopadzie  zbieraliśmy kasztany do pieczenia.

Za kilkoma takimi zakrętami kryje się nasza południowa Arkadia.

W winnicach lada moment pojawią się pierwsze listki

W wielu ogródkach kwitną już takie wesołe krzewy,
ale nie wiem jak się nazywa.


Wszystko to zauważałam, ale dopiero gdy w miasteczku zdjęłam marynarkę pozostając w bluzce bez rękawów i gdy zobaczyłam na tablicy informacyjnej : 23°C...

Dopiero wtedy pomyślałam wesoło: witaj Wiosno :)


Uliczka w pobliskim miasteczku Le Boulou, gdzie w czwartki i niedziele jest
urządzany rynek i można kupić świeże jarzyny i owoce od lokalnych producentów.
Dziś nie było ich wielu, bo najwięcej sprzedających i kupujących jest oczywiście w niedzielę.

******

No i najważniejsza nowina: Pani Wiosna szepnęła mi dyskretnie, że teraz już pora popracować nad północną częścią Europy, więc rozglądajcie się uważnie, bo przyjdzie lada moment :)

środa, 27 marca 2013

Zmagania wiosny z zimą...


W parku już prawie wiosna.





Ale gdzieniegdzie widać, że zima broni się "siarczyście" .








Zawsze się dziwię widząc takie biedne rośliny wciśnięte gdzieś między mur i beton. 

Jak wiele energii jest w naturze skoro nawet w tak niesprzyjających warunkach z małej roślinki wyrasta nagle wielki krzew?
A ten na zdjęciu poniżej już wręcz "buzuje" energią i jak tylko temperatury się ciut podniosą, wybuchnie liścianą orgią...